Tydzień po Ganku, pojawiła się okazja do zdobycia Kieżmarskiego Szczytu. Gdy zobaczyłam posta na jednej z grup facebookowych, bez wahania napisałam do autora i pojechaliśmy, zabierając po drodze jeszcze jednego towarzysza, tworząc ostatecznie 3-osobową ekipę. Dotarłszy na parking, było jeszcze mgliście i ciemno, a później, gdy nabieraliśmy wysokości w kierunku Skalniatej Chaty i Doliny Łomnickiej, zaczął tworzyć się niezwykły spektakl chmur w blasku wschodzącego słońca. Sami zobaczcie:
Po chwili ujrzałam też po raz pierwszy niesamowitą Grań Wideł, która z miejsca mnie oczarowała. Wyglądała dostojnie i groźnie, jak brama do innego świata. Rozciąga się ona między Łomnicą, a Kieżmarskim Szczytem i jest jedną z ciekawszych tatrzańskich grani. Dla wprawionych, już nie tylko turystów, a wspinaczy górskich możliwa do przejścia. To jeszcze nie mój poziom, ale właśnie wtedy zaczęłam marzyć o jej zrobieniu – kiedyś, w nieokreślonej bliżej przyszłości, gdy ukończę kilka kursów wspinaczkowych i poznam tajniki zabezpieczenia linowego oraz odpowiednie towarzystwo, myślę, że to marzenie się ziści ;).
Po pierwsze Huncowski Szczyt
Po przerwie śniadaniowej przy Skalniatej Chacie, rozpoczęliśmy podejście na Huncowski Szczyt. Początkowo nie mogliśmy znaleźć ścieżki, więc szliśmy po wielkich głazach, leżących na zboczach, ale nie był to zbyt wygodny wariant. W pewnej chwili jeden z towarzyszy idących przede mną zwalił jeden z nich i głaz zaczął się toczyć w moim kierunku. Nim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować, kamień się zatrzymał, zanim do mnie doleciał. Dlatego tak ważne jest, aby zachować między sobą odstęp, żeby nie iść “jeden za drugim”, a w kilkumetrowych odległościach, wówczas w takich właśnie sytuacjach, jak ta opisana wyżej, istnieje szansa trzeźwej oceny sytuacji i odpowiedniej reakcji, bo gdyby ten głaz mnie dosięgnął, to mogłoby nie być zbyt ciekawie.
Z Huncowskiego Szczytu odsłonił nam się piękny widok na Tatry Bielskie. Kawałek dalej nadal była widoczna inwersja, co tworzyło niesamowity klimat. Po chwilowej przerwie gastronomicznej oraz zdjęciowej, ruszyliśmy dalej. Nie byliśmy pewni, którędy iść, wszak drogi pozaszlakowe nie zawsze są oczywiste (chyba, że na Szatana ;)). Po oględzinach w okolicy szczytu, uznaliśmy, że najlepiej będzie go przetrawersować bokiem i okazało się to dobrą decyzją, bo gdy doszliśmy na Huncowską Przełęcz, spostrzegliśmy jak bardzo podcięty jest Huncowski od strony przełęczy właśnie. Ze szczytu nic nie wskazywało na to, było to dla nas zaskoczenie.
Po drugie Mały Kieżmarski
Dalej kierowaliśmy się w stronę przełęczy oddzielającą Mały Kieżmarski i Kieżmarski. Ponieważ pogoda była piękna i słoneczna, postanowiliśmy wejść na oba szczyty. Mały Kieżmarski opada ogromną, 900-metrową ścianą do mojej ukochanej Doliny Kieżmarskiej. Ta właśnie imponująca ściana jest najwyższą w całych Tatrach. Oczywiście ze szczytu tego nie czuć, wspominam o tym jako ciekawostka. Na Kieżmarskim również zrobiliśmy sobie przerwę. Ze szczytu jest ładny widok na Durny Szczyt, pobliską Łomnicę, oraz oddzielającą ją od Kieżmarskiego słynną Grań Wideł. Widać też Baranie Rogi oraz Tatry Bielskie.
Gdy schodziliśmy chmury, które cały czas gdzieś się kłębiły w tle znów zaczęły przelewać się przez doliny. Rozważaliśmy przez chwilę zejście innym wariantem, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na taką samą drogę, którą wchodziliśmy. Z Huncowskiego na dół, do Skalniatego Plesa bokiem prowadzi raczej oczywista ścieżynka, która w pewnym momencie łączy się ze szlakiem, tuż nad stawem.
Podsumowanie
Choć piszę to perspektywy czasu, gdyż wyprawa odbyła się jakieś ponad 1,5 miesiąca temu, pamiętam, że po wycieczce czułam satysfakcję, że udało mi się rozpocząć letni sezon w Tatrach z takim przytupem – najpierw Ganek, a tydzień później Kieżmarski. Oczywiście “z przytupem” w mojej małej, subiektywnej skali. Wszak przez wiele lat marzyłam o pozaszlakach, a teraz padły dwa, jeden po drugim.
Brak komentarzy